wtorek, 5 marca 2013
Kevin Carson "Tayloryzm, progresywizm i rządy ekspertów"
19:11 | Autor:
Trikster |
Edytuj post
Ruch progresywistów na przełomie XIX i XX w. – doktryna, z
której wyrasta główny nurt współczesnego liberalizmu – bardzo
często błędnie postrzega się jako filozofię „antybiznesową”.
Była ona, bez wątpienia, antyrynkowa, ale w żadnym razie
antybiznesowa. Progresywizm był bowiem – bardziej niż cokolwiek
innego – menedżerski.
Gospodarka amerykańska po wojnie secesyjnej była coraz bardziej
zdominowana przez wielkie przedsiębiorstwa. We „Freeman” pisałem
wcześniej o roli państwa w rozwoju scentralizowanej gospodarki
korporacyjnej. Zwróciłem uwagę na przyznawanie ziemi na tory i
subsydiów, które przechyliły szalę na korzyść ogromnych,
ogólnokrajowych firm wytwórczych („The
Distorting Effects of Transportation Subsidies”, listopad
2010), oraz na system patentowy, który był podstawowym narzędziem
konsolidacji i kartelizacji w wielu sektorach gospodarki („How‘Intellectual Property’ Impedes Competition”, paździenik 2009).
Te wielkie korporacje stanowiły przykład dla dużych agencji rządowych, których zadaniem było wspieranie i stabilizowanie gospodarki korporacyjnej, a później dla zbiurokratyzowanych uniwersytetów, scentralizowanych systemów nauczania i pewnych „profesjonalnych pomocników”, którzy mieli zarządzać „zasobem ludzkim”, jakim żywiły się korporacje i państwo. Te połączone systemy biurokratyczne wymagały potężnej klasy menedżerskiej, która mogłaby nimi zarządzać.
Te wielkie korporacje stanowiły przykład dla dużych agencji rządowych, których zadaniem było wspieranie i stabilizowanie gospodarki korporacyjnej, a później dla zbiurokratyzowanych uniwersytetów, scentralizowanych systemów nauczania i pewnych „profesjonalnych pomocników”, którzy mieli zarządzać „zasobem ludzkim”, jakim żywiły się korporacje i państwo. Te połączone systemy biurokratyczne wymagały potężnej klasy menedżerskiej, która mogłaby nimi zarządzać.
Jak twierdzi Rakesh Khurana z Harvard Business School (w From
Higher Aims to Hired Hands), pierwsi korporacyjni zarządcy
wywodzili się z inżynierii przemysłowej i uważali, że ich praca
sprowadza się do świadczenia tej samej usługi całej organizacji,
jaką wcześniej świadczyli dla produkcji w zakładzie pracy.
Rewolucja menedżerów w wielkich korporacjach – pisze Khurana –
była zasadniczo próbą zastosowania podejścia inżynieryjnego
(narzędzia standaryzacji i racjonalizacji, procesy i systemy) do
organizacji jako systemu.
Jak zaś uznaje Yehouda Shenhav (Manufacturing Rationality: The
Engineering Foundations of the Managerial Revolution),
progresywizm był ideologią menedżerów i inżynierów, którzy
zarządzali potężnymi organizacjami; działanie polityczne było
kwestią zastosowania tych samych zasad, z jakich dotychczas
korzystali, do usprawiedliwienia swoich organizacji społeczeństwu
jako całości. Shenhay pisze (cytując Roberta Wiebe'a):
Jako że różnica między sferami: fizyczną, społeczną i ludzką, była często niewyraźna z powodu przekładu, samo społeczeństwo pojmowano i traktowano jako system techniczny. Jako takie, społeczeństwo i organizacje mogły być – i powinny być – zarządzane jak maszyny, które są stale ulepszane. Stąd też, zarządzanie organizacjami (i społeczeństwem jako całością) uznawano za dziedzinę inżynierów. Problemy społeczne, kulturowe i polityczne (…) można było ograniczyć i analizować jakoi , które rozwiązywać by można za pomocą środków technicznych. (…)W tym okresie „jedynie profesjonalny zarządca, doktor, pracownik społeczny, architekt, ekonomista mógł wskazywać drogę”. Profesjonalna kontrola stała się w związku z tym bardziej drobiazgowa. Obejmowała pomiar i prognozę oraz rozwój profesjonalnych technik kierowania wydarzeniami do przewidywalnych efektów. Eksperci „opracowywali podstawowe budżety rządowe; wprowadzali centralne, kontrolowane skupy; i zracjonalizowali strukturę urzędową”. Ten rodzaj kontroli był nie tylko charakterystyczny dla profesjonalistów w wielkich systemach korporacyjnych. Charakteryzował również ruchy społeczne, zarząd szkół, dróg, miast i systemów politycznych.
Etos menadżerski znajduje odzwierciedlenie w roszczeniu
progresywizmu do przekraczania granic klasowych i ideologicznych w
wyniku zastosowania bezinteresownej ekspertyzy. Christopher Lasch
(The New Radicalism in America) napisał:
Dla nowych radykałów sam konflikt, nie zaś niesprawiedliwość czy nierówność, był złem, jakie należało usunąć. Przedstawili w związku z tym projekt reformy społeczeństwa (…) za pomocą środków inżynierii społecznej. Przeprowadzać go mieli bezinteresowni eksperci, którzy mogli ujrzeć problem w całej okazałości i którzy mogli zinterpretować go jako problem zasobów (…), których odpowiednie zastosowanie i utrzymanie stanowi dzieło oświeconego zarządu.
Według Shenhaya ten apolityczny etos wywodzi się z tego, jak
inżynierowie widzą samych siebie: „Amerykańską teorię zarządu
przedstawiono jako naukową technikę, jaką stosować można dla
dobra społeczeństwa jako całości i która nie ma żadnego związku
z polityką”. Frederic Taylor, którego menedżerskie podejście
stanowi coś w rodzaju mikrokosmosu progresywizmu, postrzegał
biurokrację jako „rozwiązanie sporów ideologicznych, jako
inżynieryjne lekarstwo na wojnę klasową”. Zarówno
progresywiści, jak i inżynierowie przemysłowi „byli przerażeni
perspektywą 'wojny klasowej'” i uznawali „efektywność” jako
środek prowadzących do „równowagi społecznej, sprawiając, że
interes robotnika będzie taki sam jak interes jego pracodawcy”.
Implikacje tego stanowiska, jak ujął to James Scott w Seeing
Like a State (o którym
znacznie więcej poniżej), były całkowicie autorytarne. Jedynie
wybrana klasa technokratów z „wiedzą naukową pozwalającą im
odróżnić i stworzyć najlepszy porządek społeczny” miała
wystarczające kwalifikacje, żeby podejmować decyzje. We wszelkich
aspektach życia polityka miała być kwestią ekspertyzy, zaś celem
usunięcie ze sfery publicznej debaty politycznej tak wielu spraw jak
to możliwe i przesunięcie ich do dziedziny zarządzania przez
odpowiednio wykwalifikowane władze. Polityka, pisze Scott, „może
jedynie udaremniać rozwiązania społeczne opracowywane według
naukowych narzędzi adekwatnych do ich analizy”. Jak ujął to
redaktor „New Republic”: „kwestia polityki stała się zbyt
skomplikowana, żeby pozostawić ją pretensjonalnym nieporozumieniom
dobrodusznego amatora”.
To prawda, że progresywizm
wpłynął na antykapitalistyczną lewicą i przyjął rzeczywiście
antybiznesową retorykę na swoim lewicowym skrzydle. Lecz główny
nurt progresywizmu postrzegał zwycięstwo wielkich trustów nad
konkurencyjną przedsiębiorczością jako triumf racjonalizacji
gospodarczej i efektywności, a gwarancję stabilnych, rozsądnych
zysków dla trustów poprzez zastosowanie władzy politycznej jako
coś dobrego.
Ostatecznie bardziej utopijni
czy socjalistyczni progresywiści uświadomili sobie, że stali się
„użytecznymi idiotami”. Ich dążenie do organizowania i
zarządzania było respektowane głównie wtedy, gdy pokrywało się
z potrzebami gospodarki korporacyjnej stworzonej przez Rockefellera i
Morgana. A potrzeby te to potrzeby tego systemu, który Gabriel Kolko
(The Triumph of Conservatism)
określił mianem „politycznego kapitalizmu”, tematu przewodniego
ustawodawstwa epoki progresywizmu. Polityczny kapitalizm miał na
celu przyznanie liderom korporacyjnym „możliwości – dzięki
politycznie stabilnym i bezpiecznym zyskom – planowania przyszłych
działań gospodarczych na podstawie całkiem obliczalnych
oczekiwań”, a także zaprowadzenie takiej „organizacji
gospodarki i większych sfer politycznych i społecznych, która
pozwoli korporacjom funkcjonować w przewidywalnym i bezpiecznym
środowisku umożliwiającym rozsądne zyski w długim okresie”.
Progresywizm głównego nurtu,
wcale nie przyjmując lewicowej wizji walki klas, uznawał ten
konflikt za postać braku racjonalności, którą można
przezwyciężyć dzięki ekspertyzie. Cytując ponownie Shenhava:
Niepokój siły roboczej i inne polityczne spory tego okresu mechaniczni inżynierowi traktowali po prostu jako poszczególne przypadki maszynowej niepewności, z którymi trzeba sobie poradzić dokładnie w takim sam sposób, jak radzono sobie z niepewnością techniczną. Cokolwiek zaburzało gładkie funkcjonowanie machiny organizacyjnej postrzegano i traktowano jako problem niepewności.
Jak stwierdził Hilaire Belloc
(The Servile State)
o progresywistycznych odpowiednikach w Wielkiej Brytanii –
fabianach – główny nurty ruchu progresywnego szybko dostosował
się do niemożliwości wywłaszczenia fortun wielkiego biznesu i
plutokracji i uświadomił sobie, że całkiem wygodnie byłoby mu
jako młodszemu partnerowi dla plutokracji, kierując swoją żądzę
dyscyplinowania przeciwko klasie robotniczej:
Niech istnieją prawa, które uczynią zapewnienie odpowiedniego mieszkania, wyżywienia, ubrania, i rozrywki mas proletariackich obowiązkiem klasy posiadaczy, a obowiązek przestrzegania tych praw nałożą, drogą i nadzoru, i przymusu, na tych, którym rzekomo mają służyć, a wszystko to, co stanowi dla nich [fabian] wartość stanie się faktem.
Jak ujął to
Scott, nieograniczone dążności planistyczne klasy menedżerów
skierowane były niemal w całości w dół:
Każda część porządku społecznego może być ulepszona: higiena osobista, dieta, wychowanie dzieci, gospodarka mieszkaniowa, postura, spędzanie wolnego czasu, struktura rodzinna oraz – co ma najgorszą sławę – geny w populacji. Pracująca biedota była często pierwszym przedmiotem naukowego planowania społecznego. (…) Poszczególne grupy społeczne, które uznano za niepożądane w takim znaczeniu, że były potencjalnie groźne – ubodzy, włóczędzy, umysłowo chorzy i przestępcy – mogli stać się przedmiotami najbardziej intensywnej inżynierii społecznej.
Progresywizm
stanowił odnogę tego, co Scott nazywał ideologią „wysokiego
modernizmu”, która „przedstawiała obraz całościowej,
racjonalnej inżynierii we wszystkich aspektach życia społecznego w
celu ulepszenia kondycji ludzkiej”. Wysoki modernizm pociąga za
sobą wrażliwość estetyczną, w której racjonalnie zorganizowane:
wspólnota, gospodarstwo rolne czy fabryka to takie, które
„wyglądają na poddane ścisłemu nadzorowi i uporządkowane
geometrycznie” oraz takie, które wykazywały skłonność do
gigantyzmu i centralizacji znajdującymi odzwierciedlenie w „wielkich
tamach, centrach komunikacji i transportu, ogromnych fabrykach i
gospodarstwach rolnych oraz rozplanowanych miastach”. Jeśli
czytaliście książkę H.G. Wellsa pt.Utopias
lub spojrzeliście na architekturę Alberta Speera, wiecie, o co
chodzi.
Wysoki modernizm
był naukowy i nienaukowy jednocześnie. Opierał się on, jak pisze
Scott, na „muskularnej (…) odmianie wiary w postęp naukowy i
technologiczny” oświecenia oraz na „najwyższej pewności
siebie dotyczącej stałego postępu linearnego (…), ekspansji
wiedzy, ekspansji produkcji, racjonalnego urządzenia porządku
społecznego, rosnącego zaspokojenia potrzeb człowieka i –
ostatnie, lecz nie najmniej ważne – coraz bardziej intensywnej
kontroli nad naturą (wliczając w to naturę człowieka)
proporcjonalnie do naukowego zrozumienia praw przyrody”. Wyższe
duchowieństwo tej ideologii to dokładnie ta sama kasta, co
społeczna baza progresywizmu: „planiści, inżynierowie,
architekci, naukowcy i technicy, których [wysoki modernizm] uświęcał
jako projektantów nowego porządku”.
Jeden z aspektów
poczynionej przez Scotta analizy wysokiego modernizmu, wykorzystanie
pojęcia metis,
jest szczególnie dla nas ważny. Książka Scotta w znacznie
większym stopniu niż jakakolwiek inna powinna być czytana obok
rozważań Hayeka o tym, co nazywamy rozmaicie wiedzą dystrybuowaną,
milczącą czy idiosynkratyczną („The Use of Knowledge in
Society”). (Jak ujmuje to Hayek, wiedza ta dotyczy okoliczności
koniecznych do pojęcia decyzji, a która istnieje „wyłącznie
jako rozproszone kawałki niepełnej (…) wiedzy, którą posiadają
wszyscy ludzie”).
Scott odróżnia
metis
od techne,
czyli zespołu uniwersalnej wiedzy dedukowanej z pierwotnych zasad. W
odróżnieniu od niej, metis
jest (w większości nieredukowalną) wiedzą zdobywaną w
praktycznym życiu, a dotyczy konkretów, zmiennych, okoliczności
miejscowych i obejmuje „poczucie” unikalnych aspektów sytuacji,
jakie nabywamy po dłuższym czasie.
Wysoki modernizmu
uznawał metis
za wroga i chciał zastąpić je przez scentralizowane programy
planowania i kontroli, niezależnie czy na poziomie społeczeństwa
jako całości i za pomocą państwowej inżynierii społecznej, czy
na poziomie firmy i za pośrednictwem Taylorowskich menedżerów.
Wysoki modernizm,
pisze Scott, „nie dowierzał (…) umiejętnościom, inteligencji i
doświadczeniu zwykłych ludzi”. Rozproszona, lokalna wiedza
ludności miała być w najlepszym razie prenaukowa, w związku z
czym należało oczyścić ją ze stronniczości i lokalności,
kodyfikując ją w zestaw uniwersalnych zasad, które można by z
kolei sprowadzić do werbalnej formułki i którą duchowieństwo
mogłoby przekazywać jako wiedzę.
To, co znamy jako
Tayloryzm, jest jedynie jednym aspektem większego projektu wysokiego
modernizmu. Jedną z cech wysokiego modernizmu, jak zaznacza Scott,
był „wąski i materialistyczny 'produktywizm' [który] traktował
pracę ludzką jak mechaniczny system, który można rozłożyć na
transfer energii, ruch i fizykę pracy” tak, żeby pracę uprościć
do „wyizolowanych problemów efektywności mechanicznej” i poddać
naukowej kontroli. Tayloryzm próbował w szczególności zaprowadzić
„drobiazgową dekompozycję siły roboczej w fabrykach w dające
się izolować, dokładne, powtarzalne ruchy”. Celem Taylora –
ujmując to jego własnymi słowami – było to, żeby zarząd
„przejął (…) ciężar gromadzenia w jednym miejscu całej
tradycyjnej wiedzy, którą w przeszłości posiadali robotnicy, i
klasyfikowania, zestawiania w tabele i redukowania tej wiedzy do
zasad, praw i formuł. (…) Stąd całe planowanie, którego w
starym systemie dokonywali robotnicy, musi (…) teraz wykonać
zarząd w zgodzie z prawami nauki”.
Idea była taka,
że rozum i podejmowanie decyzji powinny być oddzielone od
wykonywania zadań. Kasta menedżerów ustala „najlepsze praktyki”
i dzieli zadania na najbardziej efektywne zestawy podprocesów, a
robotnicy wypełniają zadania zgodnie z tym, jak zostali
poinstruowani bez ingerencji krytycznego myślenia.
Ale ze względu na
swoją naturę, twierdzi Scott, wysoki modernizm jest
redukcjonistyczny i „schematyczny” i „zawsze ignoruje
najważniejsze cechy rzeczywistego, działającego porządku
społecznego”. Progresywizm jako ideologia wysokiego modernizmu nie
uwzględnia ukrytej wiedzy.
W przypadku
Tayloryzmu oznacza to, że zduszenie metis
składa w ofierze dystrybuowaną, związaną z pracą wiedzę
posiadaną przez robotników, których opinie są konieczne do
adekwatnego zarządzania procesem produkcji. Zarząd Taylorowski nie
może w większym stopniu poddać procesu produkcji centralnej
kontroli bez rozproszonej wiedzy swoich pracowników niż centralny
planista może zrozumieć i nadzorować gospodarkę narodową.
Jak twierdzi David
Noble (Forces of Production),
wielkoskalowe maszyny CNC wprowadzono do przemysłu produkcji masowej
(przy okazji, najpierw i w największym stopniu w kompleksie
przemysłowo-wojskowym) jako sposób zastąpienia metis
scentralizowaną kontrolą menedżerów i inżynierów oraz
przezwyciężenia „wynajmowania” wiedzy, które pociąga za sobą
wiedza dystrybuowana. Narzędzia CNC miały za zadanie przechylić
szalę władzy na korzyść szczytów drabiny w wyniku umieszczenia
produkcji pod kontrolą inżynierów i pozbawienia głównych
operatorów w fabryce koniecznych umiejętności.
Z przykrością
trzeba stwierdzić, że maszyny CNC nie zlikwidowały potrzebymetis.
Jak zwrócił uwagę Noble, zarząd szybko uświadomił sobie, że
jedyną rzeczą, jaką maszyny mogły produkować „automatycznie”,
tj. bez stałej ingerencji pracowników i określonej wiedzy, był
złom. Jak tylko pracownicy przestali ujawniać swoją metis
(prowadząc coś w rodzaju strajku włoskiego), produkcja złomu
poszybowała w górę.
(Ironicznie można
zauważyć, że dziś doświadczamy pierwszych kroków zmierzających
do przesunięcia dużej części zdolności produkcyjnych od
produkcji masowej do produkcji jednostkowej – zaś małe narzędzia
CNC obsługiwane są przez doświadczonych rzemieślników).
Wydaje się zatem,
że metis
czy też wiedza dystrybuowana jest jednym z tych nieustępliwych
aspektów ludzkiego działania, które trwają mimo wszelkich prób
jej wyparcia.
Źródło:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Blogaski
-
-
Korwiniści, ścieżki rowerowe i darmowe autobusy1 tydzień temu
-
-
-
-
-
Madame Secretary3 miesiące temu
-
-
wiersz: gdy znikacie na horyzoncie9 miesięcy temu
-
-
-
-
-
-
Witam po przerwie.6 lat temu
-
-
-
-

3 komentarze:
Dzięki, Autorze, tyle się dowiedziałam !
I jak tu nie mieć anarchii w duszy, błysku intuicji, uporu ? Mam nadzieję, że jeszcze nie jestem oczekiwanym efektem podjętych działań.
Świetny post.
Autor siedzi w Stanach i nie zna polskiego. :)
A post rzeczywiście całkiem fajny, z całej twórczości Carsona wybrałem te parę artykułów i przetłumaczyłem. To już, niestety, ostatni.
I tak super, już sam wybór dobrze o Tobie świadczy, a tłumaczenie piękne, niechropawe.
Ulepszona komuna wciska się wszędzie, inżynieria ładu społecznego i dusz. Omijać corpo trzeba szerokim łukiem, ale niestety to prawie niemożliwe. :(
Prześlij komentarz